Biegniemy, ale nie wiemy, dokad, nie wiemy,...
Udajemy...udajemy doroslych, myslimy, ze jestesmy niewiadomo kim. A tak naprawde, jestesmy tylko blizej nieokreslona istota. Udajemy doroslych, bo wygodnie. Ty, ja, ona, on, oni...Tylu ludzi wokol. No i co z tego? Wszyscy tacy sami, mniej lub wiecej. I to juz nie o to chodzi. I juz nie waznym jest, kto, kiedy, jak, po co, gdzie...Wszystko zlewa sie w jednolita masa, sposrod ktorej czasem ktos wysunie sie, by zaraz znow zniknac. Gubimy sie w szalenczym, bezcelowym biegu na przod-kto lepszy, kto pierwszy, kto szybszy...Bez sensu. Zabijamy marzenia i nadzieje innych, tylko po to, by osiagnac wlasny cel, mscimy sie, odwracamy twarz, pozostawiamy, wracamy, by znow szukac. I tak ciagle. Otacza mnie bezladna szarosc, pozbawiona okreslonej formy, snesu, celu i harmonii. Nawet nie wiem, czy mi to przeszkadza, czy tez nie. Cos widze, jednak oczy zalania mgla. Mgla zapomnienia. Chce na chwile zapomniec o swiecie na zewnatrz. Chce miec spokoj. Staje sie obojetna. Mono, mono, mono. Monotonia, monotematycznosc. Meczy mnie to, ze ciagle ktos wymaga ode mnie pracy, doskonalosc, poswiecenia. A moze to ja sama chce coraz wiecej, coraz lepiej? Nie wiem. Nie wazne. Zmeczylam sie. Swiat pedzi do przodu w zastraszajacym tempie, a mnie to juz poprostu nudzi. Jeszcze troche. Uwierz, jeszcze tylko troche...i wtedy juz bede miala spokoj. Musze uwierzyc. Wtedy sie uda.