majem pachnie powietrze
Nie uwolnię się od Ciebie, nie zapomnę. Co jakiś czas wracasz do mnie, a ja nie umiem nie myśleć. Nie zapomniałam, nie potrafię, nie zrobię tego. Za dużo się wydarzyło, żebym zapomniała. Więc za każdym razem wrócisz do mnie, odbijając się echem od pustych ścian. Bo miałeś oczy, dłonie i usta, i za dużo było chwil z Tobą. I w Jego oczach szukam Twojego światła, w jego dłoniach i ramionach-Twojego zapachu. A tego nie ma, bo tylko Ty miałeś. I wiem, że za każdym razem wrócisz, patrząc mi szyderczo w twarz. A ja nie chcę. Bo do Ciebie czułam za dużo. Do wszystkich innych-tylko pożądanie. Nie chcę pamiętać, nie chcę. Uciekam, jak zwykle, od tego, co przeraża i boli. Nienawidzę Cię chwilami bardziej, niż to możliwe i Ty mnie też. Zatapiam się we własnej beznadziejności i nawet mnie to już nie rusza. 7 przedmiotów do poprawienia, 7 powodów, by przestać istnieć. I jeszcze Ty, i jeszcze on. A mnie nie ma, znikam z dnia na dzień bardziej i bardziej. Ale-co z tego? Ja nie jestem tu ważna. Wiem doskonale, że sama się udupiam na każdym kroku. Chciałabym uciec, zatrzasnąć za sobą drzwi do przeszłości, zapomnieć i żyć kolejny raz od nowa. Tymczasem błądzę w tym bagnie, z którego nie wydostanę się, choćbym chciała. Coraz bardziej egoistyczna i hedonistyczna, interesuje mnie tylko moja własna dupa. Ja ja ja. Zawsze ja. Nienawidzę siebie za to i uwielbiam, skrajności moje ukochane. Nie mam już słów, ambicji, marzeń, chcę tylko zapomnieć i nie myśleć. Nic więcej, więcej nic. Uciec stąd i nie wracać do tych ludzi, którzy oceniają, wartościują i usiłują wprawić w ramy, a ja nieustannie im się wymykam, bo nie jestem ani taka, ani taka. Jestem żadna. Nie pasuję do schematów, bo schemat zakłada jedną możliwość, jedną normę, a ja mam ich w sobie tysiące, zależnie od faz księżyca, pogody, zapachu powietrza i pory roku. Każdy dzień to kreowanie siebie od nowa, to ja zupełnie inna niż wczoraj. Gubię się w tym, nie umiem tego pojąć, męczę się sama ze sobą, ale nie zmienię nic, to przecież ja. I mam dość, dość! Czuję się ograniczona, zamknięta w klatce tego pseudozwiązku, już zaczynam uciekać i plątać się w słowach. A On nie wypuści mnie z rąk tak szybko, wiem o tym. Nie wiem, jak to wytrzymam, skoro potrzebuję ciągle więcej, ciągle biec przed siebie. On nie nadąży, on woli stagnację. Bo wolność ponad wszystko. Ja. Egoizm. Nikim jestem, wiem. Bo tak naprawdę-pieprzona przez wszystkich szmata, dziwka, egoistyczna dziewczynka, której wydaje się, że jest bogiem. Kuszące upokorzenie, przyciąga do siebie jak magnes, a w moich oczach obłęd, bo kocham to. W każdy możliwy sposób. Potrzebuję, jak narkotyk, jak coś nieodzownego do życia. Zbliża się pełnia, znów niepokój, bo będzie źle, toczymy się po równi pochyłej, nabierając zawrotnej prędkości. Nawet słowa pędzą zbyt szybko i pod palcami stają się oklepanymi, wytartymi zwrotami. Nie potrafię już inaczej, zepsułam się definitywnie, bo nie ma Ciebie i już nigdy nie będzie. Za słaba ja, za pusta i niedoskonała. Zawężam świat do mojego łóżka, bo jedynie ono bezpieczne. Obce ściany gryzą, drapią, atakują, oczy drążą i gnębią, a myśli wdzierają się do mojego mózgu i gwałcą go. A ja zrezygnowałam z walki, poddałam się, dręczona egoistycznymi urojeniami, że nie dam rady, nie potrafię, że to mnie przerasta i przeraża, lecz to tylko lenistwo. Bo mogę wszystko, tylko mi się nie chce, nie wymagam od siebie prawie nic. Wolę schować się w łóżku i powiedzieć, że to za dużo i nie mogę. I wierzę w to. A wokół hipokryzja do bólu, Mam jej pełne dłonie i wysypuję, gdzie się tylko da. Nauczyli mnie tego już dawno. Wyrywam się stąd, biegnę dalej i dalej, zostawiam to, co coś znaczy teraz na rzecz nowego, nieznanego. Normalnie. Tylko póżniej nie będę miała do czego wrócić. Tymczasem świat pachnie wiosną, a maj zieleni się i atakuje słońcem. Więc dziwnie.