Czy ta smierc byla tak naprawde potrzebna?...
Wiem, ze cos sie zmienilo. We mnie, w srodku. To jest dziwne, nie rozumiem do konca...Niewazne. Minelo dwa tygodnie, odkad Jej juz tu nie ma. Zastanawiam sie, czy Ona musiala odejsc, zebym zrozumiala. I On tez. Teraz jest inaczej. Moge to nazwac rodzina. Wypelniamy soba pustke, ktora pozostala. Wydaje sie, ze nic sie nie stalo, ze to nas nie dotyczy. Jednak w srodku kazdego z nas jest to cos, co boli, wspomnienia, uczucia...Smierc naprawila to, co sie sypalo. Naprawila tez mnie, w pewnym sensie. Nie ma juz takiego smutku, jest tylko jakas dziwczna pustka dookola. Dni przesypuja mi sie przez palce, jak piasek, a ja pragne, zeby jeszcze szybciej przemijaly. Czekam na koniec czegos, wlasciwie nie wiem, czego. A moze na poczatek. Nie daje sobie szansy. Moze warto sprobowac? Ciezko mi odnalezc sie w takim swiecie. W takim, jaki teraz jest. Wirtualna rzeczywistosc, bo nie chce tej prawdziwej. I wieczne niespelnione wymagania.