bo jeśli wybudują nam pomniki
Pozakręcałam wszystkie kurki w mieszkaniu. Obejrzałam już wszystkie lustra, na każdej ścianie. Zaglądam pod dywany, tylko nie rozumiem, po co.
W zasadzie nic się nie zmieniło. Ani we mnie, ani tutaj. Jednak odczuwam boleśnie stratę i niedopasowanie do rzeczywistości. Dorosłość?
Jestem tragicznie niespójna, twarda teraz, za trzy minuty najchwiejniejsza z najchwiejniejszych. Chodzi o to, żeby szukać? Nie wymyślę niczego nowego, wszystko już było, powstają teraz mniej lub bardziej zmanierowane, nieudolne kopie. Nie chcę. I nie umiem być od nowa. Prowadzę niekończące się dialogi-monologi ze sobą, by cokolwiek zrozumieć, ale to nudne, bezcelowe i jałowe. Nie ma świata, nie ma przyszłości. Skończyło się. A zaraz potem wybudują mi pomnik. Co znaczy, że nie pasuję?
Alkohol wynika z beznadziejności, czy beznadziejność z alkoholu? Z nim źle, bez niego nudno. Chyba nie tak, jak chciałam. Nie z tymi. Paranoiczne wizje z pistoletem, coraz częściej niebezpiecznie. Obiecuję, postaram się, na nowo. Grzecznie, poukładanie, tak, jak oczekujecie. Ukłon w stronę panów i pań! Żadnych aluzji, czysta forma idealności. Na zewnątrz. Zamknęłam książkę, koniec opowieści. Jutro wymyślę coś nowego, o sobie, o świecie, o ludziach.
Zapomniałabym. Jestem tylko ja. Liczby mnogie nie wchodzą w rachubę.