Jestem kurwą, która wyrwie Ci serce
Wiesz, czemu to wszystko tak? Nie wierz mi i nie ufaj bo jestem kurwą, która wyrwie Ci serce. Nie pozwól na to, żebym Cię dotknęła, bo to zaboli. I Ty też mnie nie dotykaj, bo jeszcze uwierzysz, że mam uczucia. Nie zbliżaj się do mnie, bo spróbujesz oszukiwać się, że ze mną warto rozmawiać. Odsuń się jak najdalej ode mnie, w przeciwnym razie już nigdy nie będzie dobrze. Nie dotykaj mnie w ten sposób, zrozum, że to do niczego nie doprowadzi. Nie myśl o mnie, bo tak będzie lepiej dla Ciebie. Masz zupełnie inne oczy i nie chcę Cię takiego, nie rób tak, nie prowokuj mnie, bo odbiję sobie na Twojej, niczemu nie winnej osobie wszystko, co bolało przez tyle czasu i boli nadal. Nie pozwól mi na to, odejdź już, teraz, nie próbuj walczyć o mnie, bo jesteś na z góry przegranej pozycji. Nie patrz tak na mnie. Nie rób tego, bo będziesz cierpiał, bo potem przestaniemy rozmawiać. Przecież widzę, czuję... Ale nie mogę zrobić nic. Bo jestem kurwą, która wyrwie Ci serce. Tak, to egoizm, nie pozwalać Ci na to, ale już nie chcę takich sytuacji. Tyle się zmieniło, a ja ciągle boję się być blisko. Ile razy już zależało mi, ale nic z tego nie wyszło, bo bałam się? Za dużo. I nie potrafię żyć z jednym człowiekiem dłużej. Zostawiamy siebie nawzajem, bo ja mam chora głowę i kiedy nie radzę sobie z nią, nie umiem rozmawiać. Mam wypaczone postrzeganie świata, drobiazgu urastają do rangi problemów nie do rozwiązania i kończy się przyjaźń i miłość. Za każdym razem. Dlaczego? Chyba znam odpowiedź-bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart.
Nie wiem, dlaczego ludzie mówią mi, że jestem dobrym człowiekiem. Żebym się nie zmieniała. Za mało mnie znają, tak dobrze udaję, mam kilka twarzy? Nie potrafię tego pojąć.
Jestem kurwą, która wyrwie Ci serce. Nie zapominaj o tym, gdy znów przychodzisz do mnie, a ja pozwalam Ci na więcej, niż innym. Pamiętaj... I daj mi w końcu spokój, nie chcę Ciebie więcej. Nikogo nie chcę. Zamykam drzwi od mojego pokoju i chcę wierzyć, że po za nim nic już więcej nie istnieje. Dobrze mi z tym. Za dużo ludzi wokół mnie, zbyt wiele obowiązków i próśb, które koniecznie muszę spełnić, nie mogąc odmówić.
Znów jest to samo. Ciągle było. Nic się nie zmieniło od tamtego lata. I znów idę pomiędzy wami i słucham tych rozmów. Ćpun. Ćpun. Ćpun. Wiesz, jak to boli? Nawet nie wiem, co mam zrobić. Dać ci święty spokój, wiem. Nie mogę zrobić nic. Ale to boli, bo nie jesteś obojętny. Ani ty, ani on. I wiem, ufasz mi, on też. Co z tego? Żeby być w porządku w stosunku do was, oszukuję najlepszego przyjaciela. Gdzie tu sens? Gubię się w tym, za długo już. Ćpun, ćpun, ćpun. Ja? Nie wiem, po co. Jesteś od zawsze. Zastanawiam się... o co tu chodzi? I ty, i on. Po co ci kobieta-masz benzo. I po co ci prawdziwy świat, skoro masz wszystko inne. Tak łatwiej, prawda? A ja w tym wszystkim, zawsze obok ciebie... i czasami nie mam już siły, czasem zrobiłabym to samo, co ty...
Zastanawiam się, bo mija czas. Jak długo jeszcze? I Ty? Zdążysz mi powiedzieć, że mnie kochasz, zanim skończy się czas?