Nothing
Duzo sie dzieje. Jak zwykle. Duzo sie zmienia. I dobrze. Chce tego, bo mam juz dosc stania w miejscu. Mam w glowie chaos, jak zwykle. Nie jest mi z tym zle, tylko czasem ten cholerny balagan nie pozwala sie skupic. Doskonale radze sobie ze swoim roztragnieniem, otacza mnie chaotyczna pustka, jakies rozwiane zludzenia, porzucone marzenia. Wstaje, ide od sciany do sciany, obijam sie o sprzety, snuje sie bez celu po niewielkiej przestrzeni mojego pokoju w rytmie punk rocka. W rece wpada mi olowek i kartka-rysuje; ksiazka-czytam; tak ciagle, prawie zawsze. Dookola mnie radosc. Umiem znalezc ja w kazdym najmniejszym otaczajacym mnie kawalku. Teraz wiem, ze dobrze. Dobrze, bo umiem sie cieszyc, tak naprawde. Kiedys myslalam, ze jest fajnie, ze wszytsko ok, ale nie bylo...Widze zmiane. A tak latwo...Kazde rozczarowanie wynagradza mi rozmowa z Przyjacielem, ktory jest na wyciagniecie dloni. Zawsze, keidy Go potrzebuje. Dopiero teraz nauczylam sie to doceniac, ze ktos jest w moim zyciu od poczatku. Nauczylam sie cenic to, co mam od zawsze. Mysle, ze mam naprawde wiele...A co? praie 15 lat, przyjaciol, na ktorych moge zawsze liczyc, radosc z zycia...mam nadzieje na jeszce lepsze jutro. Jeszce chyba drzemie we mnie troche idealow z przed dwoch-trzech lat. Jeszcze wierze...Czasem jest ciezko, ale po deszczu zawsze wychodzi slonce. Jestem niepoprawna optymistka, mimo wszytsko. Nic, nic, nic. Nic, bo po co?